San Francisco na piechotę

7.09.2014 niedziela
nasze prawie własne  mieszkanko w San Francisco

Dziś Amerykańskie sniadanie: bekon i jajka sadzone. Poprawilismy jeszcze owsianką i gotowi do drogi. Mieszkamy prawie nad oceanem, przeszliśmy przez ulicę i jesteśmy. O raju, ale szeroka ta plaza… A jak zimno, chyba z 10 stopni. Wszyscy w kurtkach bo wieje tak, ze hej. Pokręcilismy się w ta i tamtą, i ruszyliśmy do miasta. Wsiedlismy do jakiegoś autobusu na gapę, gdzieś w stronę centrum. w połowie drogi wysiedliśmy na kawe do Starbucksa i zdecydowaliśmy resztę drogi pokonać pieszo. Fajnie było, domki piękne, uliczki strome (podobało nam się bo cały czas szliśmy w dół). Postanowilismy sobie urozmaiciś droge i pokluczylismy trochę. W końcu wszystkie ulice sa pod katem prostym (przynajmniej na mapie), więc jakoś trafimy. I tak trafiliśmy na Eddy street, gdzie mielismy iść prosto do Powell Street w centrum. Ale to była ulica – sami bezdomni i ciemne typy, latynosi i murzyni, paru świrów, narkomani. W tym wszystkim nawet posterunek policji nam nie pomógł, wcale nie czuliśmy się bardziej bezpieczni. Szlismy bardzo szybko, i z każdym krokiem cały urok miasta pryskał. Ani uliczki, ani ładne domki nas nie zachwycały. Chcielismy już wracac do domu…. W sumie nic się nie stało, trafiliśmy do centrum nietknęci, ale nigdy nie wiadomo co takim przyjdzie do głowy. W Kalifornii dozwolona jest marihuana „dla celów leczniczych”, więc wszędzie gdzie przechodziliśmy czuć było trawą. W sumie to niezłe życie takiego bezdomnego – świat i tak widzi w kolorowych barwach. Wiekszy problem jest z tymi psychicznie chorymi, bo ich się nie leczy i nie zamyka w żadnych zakładach opieki. Wiadomo, służba zdrowia kosztuje, a to bezdomni, więc nieubezpieczeni. Skoro tak, to nikt ich za darmo leczyć nie będzie. Więc chodzą tacy po ulicach, i nic się z tym nie robi…
 ocean był, a jakże - bardzo szeroki
wszystkie ulice w San Francisco pod kątem ostrym

słynne tramwaje linowe - nie mają silnika a jeżdżą, gdy się przyczepia do liny, które obracają się pod szynami

Później było już znacznie lepiej. Trafiliśmy na Union Square (taki centralny plac miast) widzieliśmy obrotnice tramwajów linowych na Powell Street i poszliśmy do Chinatown. Tam trafiliśmy na jakieś chińskie święto, bo ludzi i straganów było pełno. Pokręciliśmy się trochę, zjedliśmy w lokalnej chińskiej knajpie (może mało lokalna, skoro w Ameryce:) i zrobiło się bardzo późno. Pobiegliśmy szybko do dzielnicy biznesowej aby zobaczyć z bliska budynek Transamerica Piramide, którym zachwycał się Bartuś. To najwyższy budynek w San Francisco, a jest szczególny bo zbudowano go tak by był odporny na wstrząsy. Ach, jeszcze koniecznie maszynownie tramwajów linowych, tam zgubiłam Bartusia, bo był w maszynowni:) Przejechalismy się tez takim wagonikiem, ale miny mielismy nietęgie, bo droga krótka, a haracz jak bilet całodobowy. Trzeba było iśc piechota… Na koniec jeszcze raz widok na kręta uliczkę Lombard Street (tym razem z poziomu pieszego) i zakonczylismy dzień w Zatoce Rybaków (Fishermens Wharf). Bardzo komercyjnie i plastikowo. Sprobowalismy miesa kraba od chinczyka i poszliśmy oglądac lwy porskie przy doku nr 39. Wiało strasznie,  zimno nam się zrobiło, a do domu jeszcze ponad godzine. Wróciliśmy zmeczeni, ale już przynajmniej bez przygód. Na plaże już nie poszliśmy bo wiało strawszliwie od oceanu. To może jutro??



wejscie do chinskiego miasta

Bartuś szybko sie tam zadomowił i znalazł nowych kumpli

chinski jarmark w amerykanskim miescie


to ten Transamerica Piramide

mkniemy tramwajem linowym

gwozdz programu - maszynownia (a raczej "linownia") tramwaju linowego, tam się pogubilismy, chociaz wcale duże to nie było

zwyczajna niezwyczajna ulica - łatwiej schodzic:)

parkowanie to sztuka - nakaz parkowania pod kątem prostym, bo  inaczej zjadą na dół

kręta Lombard Street z dołu (ale podejscie był strasznie strome)

swieza rybka robiona na miejscu w Fishermens Wharf - chociaz nie wiem czy nie podpucha, bo troche zbyt pomaranczowy ten łosoś 

krabiki i langusty - jeszcze się ruszają, ale przygotowane już do jedzenia

Alcatraz - najcięzsze więzienie w USA

Pier 39 - reprezentacja lwow morskich w centrum miasta

Komentarze