Las Vegas baby!
3.09.2014 środa
widok z naszego pokoju:)
No więc jednak napiszemy o tym Las
Vegas, bo w sumie nic takiego się nie działo. Zawiedliśmy się trochę, bo
myśleliśmy ze to miasto, które nigdy nie śpi i zawsze jest pełno atrakcji,
tymczasem okazało się ze o 2 w nocy na ulicach są już tylko bezdomni i
niedobitki, a wszystkie atrakcje już dawno się skończyły… Ale kanał…
Zacznijmy jednak od początku. Przyjechaliśmy wczoraj w nocy o 10. Byliśmy
tak padnięci, ze nic tylko iść spać, a tu przecież Vegas. Wjeżdżając do miasta
już z daleka widzieliśmy ogromną łunę światła. W końcu to miasto na pustyni i
dookoła nie ma nic, więc w nocy wrażenie tym większe: z ciemności nagle wyłania
się oświetlona dolinka. Wysiedliśmy przed hotelem i myśleliśmy że się
rozpuścimy. Termometry pokazywały ponad 100 stopni F (czyli jakieś 38??) a
przecież była już noc. Do tego przeraźliwie sucho. Zaczęło się dobrze, bo w
recepcji udało mi się wysepic darmowy „upgrade” (podwyższenie standardu pokoju)
i dostaliśmy narożny pokój na 18 piętrze
z 2 oknami i widokiem na całą okolicę. Do tego dostałam jeszcze 2 darmowe
talony na lunch. Nie wiem jak to się stało, musiałam wyglądac na bardzo zmęczoną.
Mówiłam chyba coś jeszcze o podróży poślubnej… nieważne, ważne ze pomogło.
Szybki prysznic i na miasto… Ooo jak gorąco… Kawa była, ale droga strasznie. No
nic, trzeba się jakoś ratować. Las Vegas jest dziwne, my przeszliśmy piechotą w
jedna i druga stronę ulicę The Strip (LV Blvd) a to tylko wycinek tego miasta.
Swoją droga ciekawe ile zrobiliśmy wtedy kilometrów. Przy tej ulicy znajdują
się wszystkie najbardziej dziwaczne i wymyślne hotele z przeróżnymi atrakcjami.
Wszystko oczywiście w amerykańskim stylu, więc było duże, przesadzone,
błyszczące i kiczowate. Naprzeciwko nas
znajdował się hotel the Venetian, który był niczym innym jak repliką placu Sw
Marka z Wenecji, była replika mostu Rialto, grand canal i gondolierzy! Na
pierwszym piętrze woda, a do pokoju można podpłynąć gondolą… Słabo?? Dalej
hotel Paris Paris, który jak na Paryż przystało miał wieże Eiffla (odwzorowana
w stosunku 1:2), ale dla amerykanów to za mało, więc obok wcisnęli Łuk
triumfalny i obelisk z Placu Zgody. W hotelu the Mirage główną atrakcja był
wybuchający wulkan (!), a Bellagio (ten najbardziej znanu) urządzony był z
przepychem i miał niesamowite fontanny. Hotel Excalibur stylizowany na średniowieczny
zamek (o tak) i króla Artura był chyba najdziwniejszy, bo zupełnie nie pasował
do niczego. Był jeszcze MGM z kolekcja dzikich lwów i Mandalay z rekinarium.
Cesars Palace miał replikę fontanny di Trevi z Rzymu i galerię z namalowanym
nieboskłonem i rzymskimi rzeźbami. Nie zapominając o hotelu Luxor w kształcie
piramidy, który świecił słupem światła, a przed wejściem miał oczywiście wielkiego
Sfinksa…. Aaaa, i hotel New York New York, który wyglądał jak Manhattan, miał
replikę budynku empire states building i przed wejściem Most Brukliński. Oł
jeeee! Było tego jeszcze całe mnóstwo, ale największe wrażenie robi jak zobaczy
się to samemu.
recepcja w Bellagio
cesars palace
to jest wnetrze galerii handlowej przy cesars palace z fontanno di trevi
Venetian z kanałami
NY NY - jest i statua:)
Exelcior z innej planety
fontanny Bellagio
kasyna z automatami
Zmęczeni tym gorącem , przepychem i światłami wróciliśmy do hotelu. Zajęło
nam to godzinę, i byliśmy zdziwieni ze na ulicach tak już pusto wszystko
pozamykane a ludzi nie ma. No jak to, przecież miało być szaleństwo cała noc.
Ech… przebiliśmy Vegas.
Nastepnego dnia wstaliśmy tuz przed tym jak powinnismy się wymeldować.
Byliśmy tacy zmeczeni, ze zdecydowaliśmy ze czas na przerwę. Hotel za dodatkową
opłata umożliwiał tzw „late check out” (póżne wykwaterowanie) i mogliśmy zostać
do 3. Wspaniale. Wzięlismy reczniczki i poszliśmy na basen. Były leżaczki palmy
i woda, poczuliśmy się jak na wakacjach. Na obiad wykorzystaliśmy nasz voucher,
który okazał się być prawdziwą uczta. Jedzenie bardzo dobre i różnorodne, a my
wygłodniali, więc naznosilismy chyba z 5 talerzy zdaniami głównymi i kolejne 3
z deserami. Zupy sobie darowaliśmy…. Wytoczyliśmy się jak te dwie kulki, i
poszliśmy poleżeć jeszcze na leżaczku przy basenie. Ach, jak cudownie ze nie
musieliśmy nigdzie jechać:)
trzeba było zjeść na zapas:)
a pozniej odpoczynek na lezaczkach
Po takim relaksie ciężko było wyjezdzac. Na koniec
poszliśmy jeszcze obejrzeć fontanny Bellagio, a po drodze było chyba z 50
stopni więc myślałam ze się zamienimy w 2 kałuże. Z wielką ulga wsiedliśmy do
klimatyzowanego samochodu. No nic, czas jechać dalej. Przed nami długa droga,
tym razem do Parku Sekwoi. Nie dojechaliśmy do parku, zatrzymaliśmy się w
Bakersfield. Nocleg był zupełnie nietrafiony, ale przynajmniej tani. Słońce nas
bardzo zmęczyło, więc w sumie było nam już wszystko jedno i i tak spaliśmy jak zabici.
Komentarze
Prześlij komentarz