11.09.2014 czwartek
|
amerykansko... nawet kalifornijsko.... nie bojmy sie tego stwierdzenia: nawet holywoodzko! |
Dzisiejszy dzień miał chyba miliard godzin. Przerażeni tym, że wczoraj nie udało nam sie wszystkiego zobaczyć i że
czasu juz tak mało dziś naprawdę wstaliśmy o 6. Byliśmy tacy zorganizowani jak
nigdy. Rano kupiliśmy nawet ładowarkę do laptopa i lody, które miały być na
wieczór. Ale okazało się ze w lodowce nie ma zamrażarki, więc były na
śniadanie:) Co za różnica, szczególnie dla Bartusia :). Przedłuzylismy pobyt w motelu bo nie chciało nam się
już szukać niczego innego. Udało się nawet za ta samą cene, mimo że pokój był 4
osobowy. O 10 punktualnie byliśmy w parku rozrywki Knott’s Berry Farm na otwarciu
bram. Okazało się ze prawie nie ma ludzi, i czuliśmy się jakby ten park był
otwarty tylko dla nas. Na początku myśleliśmy ze to kwestia wczesnej godziny,
ale później okazało się ze jest już po sezonie. Cudownie, bo to oznacza zero
kolejek! Tak luksusowo to jeszcze nie mieliśmy. Z marszu wchodziliśmy na
wszystkie kolejki, te najbardziej ekstramalne Bartuś zaliczał po 2 razy z
rzędu. Mnie szybko zemdliło, bo tak biegaliśmy z jednej huśtawki na druga. A że
na śniadanie tylko lody, to jakos tak słabo się zrobiło. Po godzinie to nawet
Bartuś przestał jeździć po 2 razy na kolejkach, a pózniej to nawet potrzebował
odpoczynku. I okazuje się ze kolejki w parkach rozrywki mają swoje plusy. Dają
czas by odzyskać równowagę między jedną atrakcją a drugą. A my bez przerwy z
jednej karuzali na drugą, poobracało nas do góry nogami, w przód w tył. W
pewnym momencie włączył mi się monochrom i zaczęłam widzieć na zółto czarno.
Dziwna sprawa. Totalnie wykończeni wyszliśmy z parku ok 3 (a park był czynny do
6). No takie cos to chyba nam się nigdy nie zdarzyło:)
Ale dzięki temu mielismy więcej czasu by zobaczyć Los Angeles. W pierwszej
kolejności Venice Beach gdzie kręcili słoneczny patrol. Zdjęcia z ratownikami i
plażowanie (nie wiem skąd wzięliśmy na to czas…?). Potem szybki transport do
Beverly Hills, ale w korkach to jednak trochę trwało. Na Rodeo Drive byliśmy gdy
już zamykali sklepy. Całe szczęście dla naszego portfela:) Potem pokręciliśmy
się po wzgórzach Beverly Hills i widzielismy wspaniałe posiadłości, jak z
bajki. Pewnie w dzien wyglądają jeszcze piękniej. Dalej jechało się już lepiej,
dotarliśmy na Sanset Blvd i zatrzymaliśmy się na sushi (tak, znowu…) by później
trafic na główną atrakcję, czyli Aleję Sław na Hollywood Blvd. Kolorowo, głośno
i kiczowato. Pełno bezdomnych i „wschodzących gwiazd” które grają na ulicy,
spiewają, tańczą itp. i proszą o wsparcie ich kariery dotacją, dopóki nie ukaże
się ich płyta. Trochę ich szkoda nawet jeśli fałszują… Właściwie to ta ulica była bardzo smutna, mimo
że starała się sprawiać inne wrażenie. Zresztą całe miasto z małymi wyjątkami
(jak BH) wygląda w rzeczywistości zupełnie inaczej (czyli gorzej) niż nasze
wyobrażenia z filmów. No tak, prawdziwy świat to nie Hollywodzka produkcja, nawet
jeśli została zrobiona w fabryce snów.
|
Venice Beach w LA - tu kręcili słoneczny patrol i Beverly Hills 90210:) |
|
budka ratownika |
|
jest i ratownik w akcji! |
|
Rodeo Dr baby! a ta szcześliwa mina to dlatego ze bylismy juz po 19 i wszystko było zamknięte.... |
Poszlismy jeszcze rzucic okiem na odciśnięte dłonie i stopy gwiazd pod Kodak
Theatre gdzie odbywają się premiery i rozdania Oscarów. Bez szału, więc nie
zabawiliśmy długo. Pojechalismy też pod znak Hollywood, ale po ciemku nie
robi takiego wrażenia (w sumie to nie wiem dlaczego nie jest podświetlany…). W pokoju byliśmy dopiero o 12 i mimo ze
mielismy jeszcze w planach przygotować kolejny dzien, zasnęliśmy gdzieś nad
komputerem:)
|
uroczysta chwila! odciśnięcie nogi w klapku! owacje na stojąco:) tylko gdzie jest pani z kwiatami??? |
Komentarze
Prześlij komentarz