bez ciasteczka do Sacramento i San Francisco
nasze obozowisko
6.09.2014 sobota
No i znowu w drogę. Smutno jakoś, bo w Yosemite było naprawdę uroczo. Nie
tylko ze względu na pionowe góry, które otaczały nas z każdej strony, ale tez
ten cały klimat. Żal odjeżdżać, ale wiemy ze nowe miejsca zachwycą nas jeszcze
bardziej. Chociaż teraz trudno w to uwierzyć...
Zjedliśmy śniadanie i zaczęliśmy zanosić rzeczy do samochodu. Zostawiłam
ciastko na ławce razem w innymi tobołkami, by zabrać je na sam koniec. Gdy
wróciłam ciastka już nie było! Nie mogłam podejrzewać Bartusia, bo był cały
czas ze mną. Poza tym szybko się wyparł. Padło więc na wiewióra, które kręciły
się obok. Co za sierściuch! moje ostatnie ciasteczko capnął? Zrobiłam lokalne
dochodzenie, ale po zbrodni nie było nawet śladu. Takie duże ciastko zjeść? Jak
one dały radę je przeturlać (zjeść na
miejscu nie mogly, bo było za mało czasu). No nic, poddałam się i bez ciastka
pojechaliśmy dalej.
członek szajki złodziei
Wyjechalismy z doliny i parku Yosemite w kierunku Sacramento i krajobraz
znowu zmienił się diametralnie. Wszędzie suche wzgórza i ostrzeżenia o wysokim
zagrożeniu pożarem, a w krajobrazie dominowały barwy od zółtej do czerwonej.
Temperatury tez były dużo wyższe (ponad 30 stopni) Zatrzymalismy się na kawę w
małym miasteczku po drodze. Trafilismy na całkiem urocze miejsce pośrodku
niczego, z ogrodem (wypalonym przez słonce) i lokalnymi plonami na sprzedaż.
Kupilismy koszyk białych nektarynek (tak słodkie i pyszne) i pojechaliśmy
dalej. Nadal było sucho ale pojawiły się sady i plantacje: melony, brzoskwinie,
oliwki. Trafilismy nawet na truskawki przy drodze od lokalnego rolnika (w sumie
to nie mam pewności, bo stoisko było wprawdzie przy polu truskawek, ale
sprzedawał jakiś Azjata… a może to był Meksykanin?? – ach, ta siła marketingu
działa na każdego). Podobno truskawki mają nawet w grudniu. Skandal!
zielone wzgórza parku
a za zakrętem wypalone stepy...
potem zrobiło sie płasko ale dalej suuuucho
tu kupilismy truskawki:) mało profesjonalnie wyglada, nie?
Do Sacramento dojechaliśmy późno, zbyt późno by jechać jeszcze do Napa
Valley. Pokręciliśmy się zatem po stolicy Kaliforni, bylismy w Kapitolu i nie
widzieliśmy tam portretu gubernatora Szwarceneggera. Bo każdy gubernator w
kapitolu ma swój portret stylizowany na nasze portrety królewskie. No i brakuje
na wystawie właśnie Arniego. Podobno długo nie mógł się zdecydować i portret powstawał ponad 4 lata. Wreszcie
jest i w najbliższy poniedziałek ma być zwołana konferencja prasowa i będzie
uroczyste odsłonięcie. Ale trafiliśmy, szkoda ze jeszcze nie wisiał. Czas nas
gonił, bo mało zapłaciliśmy do parkometru, więc pojechaliśmy dalej. Old
Sacramento to miejsce w Downtown stylizowane na czasy pierwszych osadników
(czyli pewnie jakiś koniec XIX wieku) gdzie jeździ stara ciuchcia i jest
„stary” drewniany dworzec kolejowy, jest też most zwodzony i miliard sklepów w
domkach z tektury. Nie wiedzieć czemu najbardziej popularny był sklep z
cukierkami. Co to ma wspólnego z dzikim zachodem? Ja nie wiem…
Kapitol Sacramento bardzo podobny do tego w Salt Lake i Waszyngtonie. Wszystkie takie same...
izba reprezentantów
old Sacramento
Ruszyliśmy wreszcie do San Francisco. Do miasta wjeżdżaliśmy w korku.
Byliśmy zachwyceni uliczkami pod kątami różnymi i tym jak precyzyjnie na takich
pochyłych ulicach ludzie parkują. Zjechalismy słynną krętą ulicą Lombard Street
a potem prosto pod Golden Gate. Jak tu zimno, i wieje. Ludzie w kurtkach
zapięci po szyję… Jaka zmiana w stosunku do pustynnego klimatu, który mielismy
jeszcze nie tak dawno i nawet do wczorajszego dnia. Na szczęście nie daliśmy
się zdmuchnąć z mostu i porobiliśmy parę zdjęć. Już po zmroku dotarliśmy do
naszego mieszkanka. Jest super, przestronne i czyste tylko na razie brakuje nam
internetu. Przed snem odkryliśmy jeszcze sklep osiedlowy (wielki supermarket po
horyzont) w którym kupiliśmy steka. I tak na steku i winku z Pawłem i Natalią
upłynął nam wieczór – znowu za szybko, znowu zasypiamy na stojąco. Dobranoc!
ulice San Francisco w zachodzącym słoncu, to chyba Lombard Street. Wszystko albo ostro w górę, albo w dół
pozdrawiamy z Golden Gate
i jeszcze raz Golden Gate
i jeszcze raz:)
EDIT:
Właśnie widzieliśmy w wiadomościach że w Yosemite ogromny pożar.
Niesamowite, jeszcze wczoraj tam byliśmy… Było tam bardzo sucho, ale nie
sądziłam ze naprawdę ten pożar jest
realny… Całe szczęście że nie stało się to jak tam sobie chodziliśmy…
Komentarze
Prześlij komentarz