highway to hell

27.08.2014 środa

Nasza podróż nabrała dziś rumieńców i zrobiło nam się naprawdę gorąco.
Rano wszystko jeszcze przebiegało gładko…  wstaliśmy wcześnie, zjedliśmy śniadanko na Pike Place, spakowaliśmy się o czasie i łatwo znaleźliśmy naszą wypożyczalnie samochodów. Stoimy w kolejce i szukamy dokumentów do pokazania przy wypożyczeniu. Prawo jazdy – jest, karta – jest, paszporty – ooo, paszportów nie ma! No to trochę się spociliśmy, a właściwie to ja, bo nosiłam je w torbie. Bartuś zawsze sprawdza pokój przed wyjściem a tym razem pospieszyłam go i nie zrobił tego. Drogę z wypożyczalni słabo pamiętam, bo mocno myślałam gdzie mogłam je zostawić. Wpadliśmy do hotelu, pobiegłam do pokoju i pokojówka już wiedziała czego szukam. Znalazła i oddała na recepcję. Uff…kamień z serca. To w droge bo nawet nie zdąrzyliśmy się pocieszyć samochodem który wypożyczyliśmy. Nawet nie wiem jak w sumie wygląda. Pamiętam tylko, że był duży bo Bartuś nie mógł zaparkować w podziemnym parkingu. Biorę więc bagaże i na dół, a w tym samym czasie dostałam smsa z którego wynika ze mam zablokowana kartę kredytową. W USA bez karty kredytowej się nie da, więc znowu panika. Telefon do Polski i okazało się ze transakcje na tak duże kwoty trzeba autoryzować telefonicznie. Już dobrze, to jedziemy. Gdzie ten GPS? O, jest, ale dlaczego on ma mapy tylko europejskie? Przecież miał działać. Tarasujemy ruch tym traktorem, ale spokojnie jeszcze dzwonimy do Kamila, bo w końcu i tak nie wiemy gdzie jechać. Spoko, drobna zmiana w ustawieniach i już. Aż głowa rozbolała. Ale przynajmniej ruszyliśmy:) Mieliśmy jeszcze zwiedzać Seattle ale w tym zamieszaniu już daliśmy spokój. Zatrzymaliśmy się pod miastem i wreszcie mogliśmy na spokojnie się ogarnąć. Ten samochód jest OGROMNY! Miał by mid-SUV, ale dostaliśmy kilka darmowych upgradów i mamy premium-super dużego SUVa – GMC Acadia z 2013. Trafiło nam się bo trzeba go oddać w Kaliforni. Bartuś zachwycony, dla mnie bomba bo miejsca w środku dla całej kompanii. Może ten namiot nie będzie jednak potrzebny?

to w drogę!



Automatyczny, łatwo się prowadzi, chociaż trochę zbyt czuły na ruch. Przed nami długa droga, a my ciągle jakieś postoje. Krajobrazy zmieniały się niesamowicie. Zaczęło się od malowniczych gór i jezior porośniętych zielonymi drzewami, ale po przejechaniu jakiś 100 mil zupełnie nagle ukazał nam się właściwie płaski, bezkresny teren, taka wysuszona preria gdzieniegdzie poprzecinana całkiem żwawymi rzekami (zupełnie jak na starych westernach :D ). Jak się okazało ta preria ciągnęła się dalej przez następne 200 mil i była trochę monotonna. Jeśli dodamy do tego jeszcze ograniczenie prędkości do 70 mil na godzinę czyli jakieś 115 km/h na prostej jak wiązka lasera  drodze to wychodzi z tego mało porywający i emocjonujący fragment podróży. Czułem się jak na wyścigu takich elektrycznych wózków dla emerytów, samochody to się wyprzedza różnicą 1-2 mili na godzinę, takie emocje że o rety, a w każdym samochodzie silnik minimum 5.7 V8 HEMI... Niestety nie bardzo można tak po polsku nieco indywidualnie zinterpretować te wszystkie ograniczenia bo co chwila jak z podziemi wyskakuje jakiś radiowóz. Na szczęście drogę umilała nam sącząca się z głośników muzyka country.

najpierw zielono i góry (to są akurat Góry Kaskadowe z masywami wulkanów sięgającymi do 4500 m, ale tu nie widać). chciałam jeszcze wzwrócić uwagę ze autostrada w gorach ma 4 pasy w kazdą stronę... (tu uwaga do naszych drogowców)
za godzinę było już płasko i sucho


nareszcie coś innego niż fast food. zupełnie nie wiedzieć czemu solidna porcja żeberek trafiła do Bartusia w pierwszej kolejności. Przecież ja zamawiałam:)


ciężarówki trochę inne
z ciekawostek: laysy o smaku capucino... fuj!


Pod wieczór zaliczylismy krótką wizyte w Wallmarcie, ale zamiast szybko wpaść i kupić namiot siedzielismy tam chyba 1,5 godziny. Zrobiło się póżno i ciemno, a my nie byliśmy nawet w połowie trasy do Yellowstone. Coś słabo to rozplanowalismy. Po ciemaku przejechalismy resztę stanu Washington i  Idaho, i na nocleg zawitalismy do motelu w Montanie - Super8. Całkiem super:)

jazda bez trzymanki

radość z pierwszej wizyty w Walmarcie

Komentarze

  1. Tym razem o żeberkach, a pozdrowień brak...
    Nie polecam jedzenia żeberek, bo to kanibalizm.
    Pozdrawiam,
    Żebro

    OdpowiedzUsuń
  2. Zebro, w stresie byłam, ale dobrze ze Ty czujny:) pozdrawiamy pozdrawiamy:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz