W USA nie obchodzi się Wszystkich Świętych. Chyba ze ja nie zauważyłam. Po pierwsze nikt tu nie ma wolnego dnia z tej okazji, bo świat toczy się swoim rytmem. Po drugie nie ma tego całego sklepowego szału na świeczki, znicze, wiązanki, wkłady - co dodatkowo sprawia ze jakoś tak człowiek czuje się nieprzygotowany. A po trzecie na cmentarzu nie widać ludzi, ani świeczek, ani kwiatów, no niczego nie ma. Spotkałam tylko stado dzikich gęsi. A to był polski cmentarz!
Dzisiejszy dzień chciałam spędzić chociaż trochę w jak w domu. Ale tego nie da się tu odtworzyć. Zaczęłam od poszukania gdzieś Mszy, ale to wcale nie takie proste jak by się mogło wydawać. Tutejsze "polskie parafie" dawno przestały być polskie, i tak np. ostatnio trafiliśmy do Kościoła św. Stanisława Kostki (no chyba, ze polski, prawda?) a msza była po hiszpańsku, garstka ludzi, a trwała 1,5 godziny. Okazało się, ze tam to już tylko raz dziennie są polskie msze i akurat nie trafiliśmy. To gdzie Ci Polacy? Dziś wybrałam się aż do Irving Park do Jezuitów, i tu chyba coś więcej tych naszych rodaków, bo ławki pełne, a przecież był dzień pracujący godzina 11 rano. Jezuici sprawni, po 40 minutach było po wszystkim:) Widać stosują się do wytycznych p. Franciszka:) Tu trochę można było poczuć klimat Polski, ale bynajmniej nie klimat Wszystkich Świętych. Stwierdziłam ze w takim razie pojadę na polski cmentarz, tam na pewno będzie jak u nas, ale niekoniecznie...
Pojechałam do Niles na Cmentarz Św. Wojciecha (ST. Adalbert Catholic Cementery), który został założony jeszcze w 1872 roku początkowo dla Polonii i Polaków. Dziś jest już otwarty dla wszystkich, ale przeważają polskie nazwiska. Jest to najstarszy i największy polski cmentarz i w ogóle największy cmentarz w archidiecezji - 300 tys grobów. Rzeczywiście jest ogromny, ale wygląda raczej jak wyludniony park. Styl nagrobków jest zupełnie inny niż w Polsce. Las kolumn lub ozdobnych kamieni. Często są to zaledwie tablice w ziemi, które z perspektywy zasłonięte przez trawę są zupełnie niewidoczne a całość wygląda jak przyjemna polana. Nie widziałam nikogo, ale może rzeczywiście tak duża ta nekropolia, ze nie dotarłam do miejsca gdzie są ludzie. Bo przy bramie wjazdowej ruch był naprawdę spory. Nie wiem jak tu jest na co dzień, nie wiem tez jak jest wtedy na amerykańskich cmentarzach, ale samochodów dużo. Aaaa, bo tu również nie ma chodników ani alejek, są za to drogi asfaltowe dla samochodów. Tak, bo po cmentarzu jeździ się samochodem tylko z ograniczeniem do 15 mil na godzinę. Jest też zakaz palenia zniczy, chyba ze względu na przepisy przeciwpożarowe. Nie wiem czy jest też zakaz stawiania kwiatów i dekoracji, ale te groby były po prostu "łyse". Jedynym miejscem gdzie można zapalić świeczkę był pomnik katyński. Ale świeczek nie za dużo, bo jak już mówiłam w sklepach zniczy tak normalnie się nie dostanie, a pod cmentarzem straganików nie ma. Wiec chyba trzeba być bardzo wtajemniczonym gdzie te świeczki kupić. Mi się nie udało.
|
gdyby nie gęsi byłoby pusto |
|
Polski cmentarz w Chicago |
|
nagrobki ukryte w trawie |
|
i polskie nazwiska |
|
Pomnik ofiar Katynia, jakoś nie ma za dużo zniczy, moze będą póżniej? |
|
dzisiejsza trasa, tylko ze komunikacją |
W drodze powrotnej z autobusu widziałam kilka polsko-brzmiących szyldów, wiec postanowiłam wysiąść wcześniej i przejść się po okolicy. To był strzał w dziesiątkę bo dzięki temu znalazłam polski sklep. Ale jaki. No normalnie delikatesy, jak Woy w Opocznie. Świeża kiełbaska, kaszanka, mięso świeże, szyneczki, mieli nawet pasztetową i salceson! Półki uginały się od polskich produktów i marek znanych mi z naszych sklepów. No tyle szczęścia na raz. Kasze, mąki, cała półka herbat i ziół, mrożonki z hortexu, śledzie (!), polski twarożek, oscypek, oczywiście kapusta kiszona, ogórki i do tego cały dział garmażerki: kotlety mielone, schabowe, zupy milion różnych, chleb. Myślałam ze oszaleje. Problem tylko taki, ze miałam jakieś 1,5 godziny do domu komunikacją miejską, więc nie bardzo mogłam sobie zaszaleć. Ale i tak, to uczucie, kiedy wchodzi się do polskiego sklepu - bezcenne. Jednak można tu żyć normalnie:) I najlepsze. pęto kiełbasy w cenie parówek z Wholefoods! Ha! Bartek ma plan aby jutro wybrać się tam z plecakami wyprawowymi. Ooo to może i zgrzewkę Muszynianki weźmiemy:P
|
za ten polski koszyk rozmaitosci zapłaciłam 38 dolarów. Na tle moich poprzednich zakupów uwazam ze to nieduzo. A tym razem naprawde mam co jesc: kielbasa, szynka, pasztetowa, ogórki, chleb, masło, zupy, i na deser karpatka. Mniam. |
|
i kto jest najwiekszym fanem? |
|
jesteśmy uratowani:) okazało się ze można też zamawiać online:) |
W stanach zdecydowanie bardziej obchodzi się Halloween. Nie za bardzo wiem, jak samo Halloween się tutaj obchodzi i czym się rożni od tego u nas, bo w sumie nie miałam okazji uczestniczyć. Wyszliśmy na miasto, ale nic sie nie działo. Nie wybraliśmy się na żadną imprezę przebierańców (te były chyba w weekend), ani nie zbieraliśmy cukierków (to chyba bardziej na osiedlach) wiec 31.10 był dla nas zupełnie zwykłym dniem. Za to poziom przygotowań do tych świąt, komercjalizacja w sklepach i lista zajęć towarzyszących była co najmniej na poziomie naszych przygotowań do Bożego Narodzenia. Zatem sklepy pękały w szwach od dekoracji domu, ubrań, słodyczy - wszystko w klimacie Halloween. Kazdy dekorował swój dom, mieszkanie, co tam miał. Dekoracje były tez w restauracjach, na ulicach, w telewizji. Były organizowane parady Halloween, eventy, imprezy tematyczne. No muszę przyznać, ze robiło wrażenie i skala dużo większa niż u nas. Ale więcej było tego przed Halloween niż dokładnie w ten dzień. Ale to było ciekawe doświadczenie.
|
ciekawa dekoracja na Halloween |
|
specjalny sklep na Halloween z kostiumami i gadzetami |
Komentarze
Prześlij komentarz