Z GŁOWĄ W KORONIE

przynajmniej widok ładny, można siedzieć i podziwiać nawet całą kwarantannęDodaj podpis


Właśnie mieliśmy się wygrzewać w Las Vegas. W planach była Dolina Śmierci i Wielki Kanion, Tama Hoovera i oczywiście kasyna. Pomijam fakt, czy atrakcje byłyby otwarte, chociaż zakładam, że ciężko byłoby zamknąć Wielki Kanion... ale zostaliśmy uziemieni. Od tygodnia mamy wszystkie objawy COVID. Zaczęło się tydzień temu ode mnie i mieliśmy jeszcze nadzieje, że to tylko przeziębienie. Ale jak straciłam węch, a Bartek zaczął mieć podobne objawy to odwołaliśmy bilety i skasowaliśmy plany podróżnicze. Od zeszłej środy siedzimy w domu. Jak na złość  pogoda za oknem robiła co mogła aby nam się gorzej siedziało w zamknięciu. Piękne słońce i 23 stopnie za oknem. Ludzie chodzili w szortach po ulicy. Zastanawiam się, czy nie otworzyli znowu basenu.... Pomyśleć, że o tej porze w zeszłym roku, był śnieg i -20 stopni. I nasza słynna wyprawa do IKEA tutaj. Płakać się chce, ale nie wiem czy ze śmiechu, czy już z tego zamknięcia. Mija właśnie tydzień. Dopiero tydzień.... Na szczęście mamy spore zapasy jedzenia, a poza tym mąkę i droższe, to nawet po chleb nie musimy wychodzić. Tak myślę, że na kolejny tydzień mamy jeszcze zapasy. Potem będziemy zamawiać online:) Albo skorzystamy z pomocy przyjaciół. W całej tej sytuacji okazało się, że nie jesteśmy sami i dostaliśmy dużo wsparcia, otuchy i deklaracji pomocy od znajomych. Tak się od razu lepiej choruje:) Ale mam nadzieje, że zanim skończą nam się zapasy to wyjdziemy już do ludzi.
Czujemy się różnie. Żeby tylko nie było gorzej, to da się przeżyć. Zaczęło się ode mnie. Objawy klasycznego przeziębienia z bólem głowy, pleców, mięśni, gorączką, pomrocznością jasną, zapchanym nosem, bólem gardła i paroma innymi. Każdego dnia miałam w sumie inny zestaw objawów. Pierwszego dnia bolała mnie głowa i mięśnie (jak przy grypie) i miałam lekki stan podgorączkowy (z mojego mierzenia wyszło, że nigdy nie miałam więcej niż 37,4). Drugiego dnia czułam się strasznie osłabiona z bólem mięśni, ale już bez bólu głowy i gorączki. Trzeciego dnia gorączka wróciła (te moje 37 stopni), straciłam węch i zablokowało mi zatoki, ale jakby kataru nie miałam. Czwartego dnia gorączki już nie miałam, za to miałam kaszel, zablokowany nos, ale nic nie mogłam wydmuchać i czułam że coś spływa po gardle. Kolejne dni to kołowrotek i przeplatanie się różnych symptomów. Jedynym stałym jest u mnie brak węchu. Ale smak mam, tylko, że uboższy (bo węch stanowi jakieś 50% smaku). Były dni kiedy wydawało mi się, że już jest lepiej i próbowałam coś wykrzesać z siebie, ale następnego dnia wracały bóle mięśni i pleców i zapakowany nos - więc kapitulowałam. Najgorzej, że czuje się jak przygłup. Niby to przeziębienie, ale nie rozłożyło mnie zupełnie na łopatki więc mam wrażenie, że mogę normalnie myśleć, a jednak nie mogę. Mam nadzieje, że to ze mną nie zostanie. Już nawet węch poświęcę, ale nie ten zamglony umysł.  Bartek uważał że przesadzam, dopóki sam nie dostała objawów. A jak facet choruje to wiadomo, że umierający jest i nikt nie czuje się tak źle jak on;) wiec siedzimy takie 2 gapy w domu, obijamy się o ściany i próbujemy coś ze sobą zrobić - nie idzie.
Nie zrobiliśmy testów, ale objawy są ewidentne, więc darujemy sobie ten patyk w mózgu. Dzwoniłam do lekarza (u nas też są teleporady) i polecił mi kwarantannę w domu przez 10 dni oraz leki na gorączkę gdybym chciała zbijać. Nie wysłał mnie na testy, ale polecił, że mogę sobie zrobić gdybym chciała kwarantannę skończyć wcześniej. Acha, u nas nie ma zgłaszania do sanepidu i dozoru policji. Skoro lekarz powiedział, że mam siedzieć w domu, to siedzę. I leczymy się domowymi sposobami Babci Jasi. Herbatka z cytryną i imbirem, rosół z kluseczkami, kanapka z czosnkiem i smarowanie maścią rozgrzewającą. Łykamy jeszcze witaminę C. Także żaden wirus nam nie straszny, jest super bomba, i mam  nadzieję, że to się zaraz skończy. Ojej...
Niestety dużo jemy, będziemy chyba okrągli jak kluseczki po tych 2 tygodniach.

mamy tez taki widok jak już jezioro nam się znudzi


Duzo gotujemy, zrobiliśmy już kluseczki


...i swoje masło



ciasto drożdżowe też było

i jeszcze pierogi... ale urośniemy.


Komentarze

  1. Oj, chyba faktycznie urośniecie. Nie będzie można Was rozpoznać na lotnisku jak wrócicie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jolanta, uważaj na te kluski, bo będziesz lecieć, ale w luku bagażowym w 20-stopowym kontenerze :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tylko czy ja się tam zmieszczę... ile to 20 stóp?

      Usuń

Prześlij komentarz