W środę rano, 4 listopada, czyli dzień po wyborach prezydenckich w USA obudziłam się jak zwykle. Wiele osób pytało mnie jak wygląda Chicago po wyborach. Uwaga odpowiadam: tak samo jak przed:) Świat się nie skończył, nie był ani lepszy, ani gorszy. Dzień po wyborach prezydenckich głosy nadal były liczone. I tak było jeszcze prawie tydzień. Świat się nie zmienił nawet jak te wyniki wreszcie ogłoszono. A ponieważ są zapowiedziane pozwy sądowe - to na ostateczny wynik możemy jeszcze trochę poczekać. Na szczęście w Chicago odbyło się bez protestów, bo chyba tego obawialiśmy się najbardziej. Całe miasto szykowało się na zamieszki i wszystkie sklepy w centrum zostały zamknięte. Uff (przynajmniej na razie) niepotrzebnie.
Z perspektywy Polski cały proces wyboru amerykańskiego prezydenta wydaje się dość niezrozumiały. Dlaczego nie mogą policzyć głosów? Dlaczego to tak długo trwa. O co chodzi z głosami elektorskimi. Dlaczego nie wygrywa kandydat, na którego głosowała większość. Więc o co właściwie chodzi?
WYBORY POŚREDNIE
Najważniejszy fakt o wyborach prezydenckich w USA jest taki, że są to wybory pośrednie. Oznacza to, że z technicznego punktu widzenia prezydenta w USA wybiera grono elektorów wytypowanych spośród obywateli, a nie bezpośrednio wszyscy obywatele. Ma to wytłumaczenie historyczne, gdyż w czasach ustanowienia konstytucji w 1787 roku Unia składała się już z 3 stanów, a rok później (kiedy odbywały się pierwsze wybory) z 10ciu. Oznaczało to spore komplikacje logistyczne. W ówczesnych czasach nie było fizycznej możliwości, aby wszyscy przybyli w jedno miejsce i oddali głos, albo by kandydaci na prezydenta mogli zaprezentować swoje kandydatury wszystkim obywatelom. Dlatego Ojcowie Założyciele USA zdecydowali, że każdy stan będzie wybierał swoich elektorów (czyli przedstawicieli), którzy w imieniu poszczególnych stanów oddadzą głos na wybranego kandydata. Każdy z elektorów był publicznie zobowiązywany przez stan do poparcia konkretnego kandydata na prezydenta. Tak powstało Kolegium Elektorskie (eng. Electoral College), które w imieniu obywateli wybiera prezydenta w USA. Dziś nie ma wprawdzie przeszkód logistycznych, ale zasady pozostały niezmienione. Prezydenta wybierają elektorzy z poszczególnych stanów. Tak jak dawniej, elektorzy są zobowiązani przez stan do oddania głosu na konkretnego kandydata - dziś odbywa się to w formie wyborów. Więc obywatele głosują bezpośrednio na swojego kandydata by później pośrednio elektorzy oddali na niego głos. Brzmi to strasznie skomplikowanie... ale nie jest.
KOLEGIUM ELEKTORSKIE
Żeby to jeszcze bardziej zagmatwać, każdy stan ma inną "siłę" elektorską. Nie wystarczy wygrać po prostu większości stanów z 50 obecnych. Ilość głosów elektorskich w każdym stanie jest równa ilości Kongresmenów przypadający na dany stan. Kongres w USA, czyli odpowiednik polskiego Parlamentu, składa się z 2 izb: izby Reprezentantów i Senatu. Każdy stan ma w Kongresie po 2 senatorów i odpowiednią liczbę Reprezentantów, zależną od liczby ludności w poszczególnym stanie. Dlatego poszczególne stany w wyborach prezydenckich mogą mieć od 3 do 55 głosów elektorskich, co widać na grafice poniżej. Najsilniejszym stanem pod względem ilości głosów elektorskich jest Kalifornia - 55, ale ważne są także Teksas - 38, czy Floryda lub Nowy York (po 29). Największe stany, jak Alaska czy Montana nie są wcale najważniejsze i mają zaledwie po 3 głosy elektorskie. Zatem w wyborach prezydenckich nie chodzi o ilość stanów w których się wygra, ani nawet o sumę poszczególnych głosów w wyborach powszechnych, ale o ilość uzyskanych głosów elektorskich w wyborach stanowych. Łącznie do rozdania jest 538 głosów elektorskich z czego kandydat musi zdobyć 270 aby zapewnić sobie zwycięstwo. Proste?
|
Electoral College czyli głosy elektorskie w rozłożeniu na poszczególne stany w 2020. Łącznie jest 538 głosów, Illinois ma 20
|
ZWYCIEZCA BIERZE WSZYSTKO
To już wiadomo, że w wyborach kandydaci walczą nie o wszystkich wyborców, tylko o wyborców w konkretnych stanach. A niektóre stany są ważniejsze niż inne. A teraz jak wygrać głosy elektorskie w poszczególnych stanach. Zasada w większości jest prosta: "zwycięzca bierze wszystko". Liczy się liczba bezwzględna oddanych głosów na kandydata w danym stanie. Wystarczy, że kandydat ma przewagę 1 głosu i od razu zgarnia wszystkie głosy elektorskie. Dlatego kandydatom zależy na wygraniu poszczególnych stanów. Nadążacie jeszcze? Tylko w stanie Maine i Nebraska możliwy jest proporcjonalny podział głosów, przy czym mówimy tu zaledwie o 9ciu głosach łącznie. Dlatego tak ważne jest liczenie głosów w poszczególnych stanach, a wyniki te spływają w różnym czasie. Dla przykładu do końca nie wiadomo było jaki będzie wynik na Florydzie. Na końcu większością głosów wygrał Trump, na którego głosowało 51,2% mieszkańców Florydy i zgarnął całe 29 głosów elektorskich
|
Trump wygrał wybory na Florydzie w 2020 i zgarnął komplet 29 głosów elektorskich mimo że Biden wygrał w kilku okręgach wyborczych na Florydzie. W myśl zasady "zwycięzca bierze wszystko" nie ma podziału głosów elektorskich. |
OBRADY KOLEGIUM
Podczas wyborów prezydenckich mamy zatem 2 ważne daty jeśli chodzi o głosowanie:
- W LISTOPADZIE GENERAL ELECTION data jest ściśle określona we wtorek po pierwszym poniedziałku listopada (w tym roku był to 3 listopad)- wybory powszechne, gdzie obywatele poszczególnych stanów decydują na kogo oddadzą swoje głosy elektorskie
- W GRUDNIU ELECTORAL COLLEGE CAST czyli wybory elektorskie, formalny wybór prezydenta USA. Data również jest ściśle określona - pierwszy poniedziałek po drugiej środzie grudnia:)
Elektorzy są publicznie zobowiązani do zagłosowania zgodnie z wynikiem w danym stanie. Ale dopiero podczas wyborów elektorskich formalnie zostaje wybrany prezydent USA po uzyskaniu 270 głosów elektorskich lub więcej. Może się okazać, że w wyborach powszechnych wygrał inny kandydat. Taka sytuacja miała miejsce w 2016 roku. Hilary Clinton zebrała o 2,9 mln głosów więcej niż Donald Trump, jednak dostała tylko 227 głosy elektorskie, podczas gry Trump miał ich 304 co zapewniło mu wygraną.
Czasami kolegium elektorów uważa się jedynie za organ ceremonialny, gdyż elektorzy mają ścisłe instrukcje jak głosować, a wynik jest już przewidziany. Co ciekawe zdarza się jednak, że elektorzy wyłamują się, i głosują inaczej. w samym tylko 2016 aż 7 elektorów zagłosowało przeciwnie do instrukcji obywateli stanu z którego byli. Takie sytuacje zdarzają się podczas każdych wyborów. Mimo, że za niesubordynację przewidziane są kary, nigdy w historii nie zostały one nałożone na elektorów. Do tej pory nie zdarzyło sie, aby takie zachowanie wpłynęło na wynik wyborów ale kto wie jak będzie w tym roku. Zapowiada się ciekawy spektakl.
DLACZEGO TO TAK DŁUGO TRWA?
W konstytucji bardzo precyzyjnie określony jest ELECTION DAY, czyli dzień wyborów powszechnych i przypada on każdorazowo we wtorek po pierwszym poniedziałku listopada. Dlaczego zatem wieczorem nie możemy poznać wyników, a powszechnie mówi się o elekcyjnym tygodniu, a nie dniu? Przede wszystkim dlatego, że Stany to zbiór indywidualistów i każdy stan ma swoje zasady liczenia i zbierania głosów. Niektórzy dopuszczają głosowanie korespondencyjne (które w wielu stanach ze względu na COVID było znacznie bardziej popularne w tym roku) inne wcześniejsze głosowanie (czyli przed 3 listopada), jeszcze inne zaczynają liczenie głosów przed zakończeniem głosowanie, podczas gdy w niektórych rozpoczyna się dopiero po zamknięciu lokalów wyborczych. W niektórych stanach liczone są głosy które dotarły do lokali wyborczych do dnia wyborów, a w innych ma znaczenie data stempla pocztowego. ojej... Jeśli dołożymy do tego dodatkowo całe zamieszanie z wirusem to nic dziwnego że liczenie głosów trwa tak długo
Komentarze
Prześlij komentarz