WYBORY PREZYDENCKIE W USA - CO WARTO WIEDZIEĆ VOL.1


Wybory prezydenckie w USA są już za nami. Teoretycznie znamy zwycięzcę, ale ten przegrany nie za bardzo chce uznać wyniki wyborów. Całość może jeszcze trochę potrwać:) Aby lepiej zrozumieć cały proces wyborów prezydenckich zebrałam kilka najważniejszych faktów poniżej. Przynajmniej dla mnie było to odkrywcze i rzuciło nowe światło na sposób funkcjonowania USA. Pozwala też trochę lepiej zrozumieć sytuację. A czasem się uśmiechnąć. Przejdźmy do konkretów: Co wypada wiedzieć o wyborach prezydenckich w USA? w pigułce:) albo dwóch...

KADENCJA PREZYDENTA

Trwa 4 lata. Prezydentem można być maksymalnie 2 kadencje. Wyjątek stanowi sytuacja, kiedy wiceprezydent objął stanowisko po zmarłym prezydencie i kontynuował jego kadencję przez przynajmniej 2 lata. Wtedy może ubiegać się jeszcze tylko o jedną kadencję.  Te zasady są ściśle uregulowane w 12 poprawce do Konstytucji USA. Dla przypomnienia w Polsce kadencja trwa 5 lat.

2 KANDYDATÓW NA PREZYDENTA

Zawsze mnie zastanawiało jak to jest, że w USA jest tylko 2ch kandydatów. Przecież to sprzeczne z zasadami powszechności demokracji - przecież każdy może kandydować. A mówimy o największej demokracji na świecie, na której wzoruje się cały świat. Więc o co chodzi? Jest to ściśle związane z  systemem dwupartyjnym w USA, a raczej poprawnie powinnam powiedzieć "Systemem Dwóch Partii Dominujących". Bo system dwupartyjny sugeruje, że nie ma żadnych innych partii. A to nieprawda i określenie "System Dwóch Partii Dominujących" lepiej oddaje stan faktyczny. Rzeczywiście w USA widoczne są 2 główne partie polityczne: Republikanów i Demokratów i to one zagospodarowały preferencje większości wyborców. Takie rozwiązanie popularne jest też np. w Wielkiej Brytanii czy Japonii. ...taki, można powiedzieć, duopol:) Nie oznacza to, że inne partie w USA nie istnieją, jednak mają one dużo mniejszą siłę przebicia. Małe partie zdominowane są przez 2 gigantów, wyborcy już podzieleni na czerwonych albo niebieskich, karty w Kongresie i Senacie są już rozdane, dlatego innym partiom ciężko się przebić do świadomości przeciętnego Kowalskiego (a raczej Smith'a). Powiedziałabym, że to duża bariera wejścia dla nowego gracza na rynku politycznym. Ale są tacy co próbują. Zazwyczaj takie partie mają zasięg lokalny, niektóre nawet stanowy. Zazwyczaj zbierają dość radykalny elektorat, który jest w stanie się organizować i motywować, jak np. Green Party (Partia Zielonych). Ale żadna siła polityczna oprócz 2ch wiodących partii nie ma zasięgu krajowego, dlatego w Europie słyszymy tylko o 2ch partiach w USA: partii Demokratów i partii Republikanów. A co za tym idzie w mediach widzimy tylko 2ch kandydatów tych partii.  Ale czy naprawdę jest ich tylko 2ch?

KTO MOŻE ZOSTAĆ PREZYDENTEM USA

Konstytucja USA ściśle określa, kto może zostać prezydentem:

  1. trzeba być urodzonym w USA (więc nadanie obywatelstwa nie wchodzi w grę... cóż nie będę się ubiegała o ten urząd w USA)
  2. trzeba przebywać na terytorium USA przynajmniej ostatnie 14 lat 
  3. trzeba mieć przynajmniej 35 lat (ale nie ma górnej granicy. Tegoroczni głowni kandydaci są już w sile wieku - Biden ma 78 lat a Trump 74, co ciekawe mediana dla wszystkich dotychczasowych prezydentów wynosiła 55. Do tej pory najstarszym wybranym prezydentem był Trump, który miał 70 lat w dniu elekcji, a najstarszym urzędującym prezydentem USA był Reagan, który kończąc kadencję w 1988 miał 77 lat. Biden pobił oba rekordy)
Teoretycznie każdy kto spełnia te warunki może ubiegać się o fotel prezydenta. Wydaje się proste, ale tylko powierzchownie. Do tej pory w historii USA nie zdarzyło się, aby wybory prezydenckie wygrał kandydat niezależny. Wyjątkiem był pierwszy prezydent, George Washington, ale tylko dlatego, że wtedy nie istniały jeszcze żadne partie polityczne. Aby zarejestrować kandydata na prezydenta, trzeba dodatkowo spełnić kilka innych wymogów niż te konstytucyjne, jak chociażby niezbędna ilość podpisów poparcia. Kandydaci 2 partii wiodących dostają poparcie "automatycznie", a niezależni muszą się jeszcze wykazać. W zależności od stanu liczba głosów poparcia niezbędna do rejestracji waha się miedzy 5 a 10% populacji w danym stanie. Oczywiście w każdym stanie rejestracja przebiega osobno i na osobnych zasadach. Proces trudny, ale nie jest niemożliwy do przejścia! A teraz ciekawostka:) W wyborach prezydenckich USA 2020 w rzeczywistości było nie 2, a 30 kandydatów. Ale jak to? Przecież nie słyszałam o żadnym innym kandydacie. Okazuje się, że oprócz Trumpa i Bidena kandydatury wystawiły też inne, mniejsze partie lub pojawili się kandydaci niezależni. Zazwyczaj z zerową szansą na wygraną, gdyż ich kandydatury były na kartach do głosowania tylko lokalnie w 1 stanie. Realne szanse na walkę miało jeszcze tylko 2 kandydatów, poza Trumpem i Bidenem, gdyż ich kandydatury pojawiły się na kartach do głosowania w wystarczającej liczbie stanów (aby teoretycznie myśleć o wygranej). Pozostali nie mieli szans. Więc dlaczego kandydują? Po pierwsze, bo takie mają prawo. Jest demokracja. Niektórzy robią to, bo bardzo w coś wierzą, inni, bo są przeciwni obecnemu systemowi i nie chcą głosować na mniejsze zło (ooo to sytuacja jak w PL). Czasami jednak, obecność 3 kandydata pomaga (lub nie) w wyborach 2ch gigantów. Bo jeśli wyborcy głosują na trzeciego, to znaczy, że tych głosów nie dostaną ani czerwoni ani niebiescy. I paradoksalnie może to przechylić szalę zwycięstwa na jedną ze stron. A jak to działa?

KTO WYBIERA PREZYDENTA USA

Jak już pisałam tutaj wybory w USA są pośrednie. Oznacza to, że prezydent nie jest wybierany bezpośrednio przez obywateli, ale pośrednio przez organ wybrany do tego celu w wyborach powszechnych. Tym organem jest Kolegium Elektorskie składające się z elektorów z poszczególnych stanów. Z technicznego punktu widzenia obywatele USA głosują więc na elektorów, którzy w ich imieniu wybiorą prezydenta. W głosowaniu powszechnym każdego stanu wybiera się określoną liczbę elektorów, która jest obliczana w oparciu o liczbę członków Kongresu, czyli przedstawicieli stanów w Izbie Reprezentantów oraz w Senacie. Przy czym wybrani elektorzy nie głosują samowolnie. Mają precyzyjne instrukcje ze swojego stanu, na kogo mają później oddać głosy elektorskie.

JAK DZIAŁA KOLEGIUM ELEKTORSKIE

Po wyborach powszechnych przychodzi czas na głosowanie Kolegium Elektorów Stanów Zjednoczonych. Jest to organ konstytucyjny, który zbiera się raz na cztery lata po to, aby wybrać prezydenta i wiceprezydenta. W skład kolegium wchodzą przedstawiciele wszystkich stanów a ich liczba jest proporcjonalna do liczby ludności w danym stanie. O sposobie liczenia głosów i zasadach kolegium pisałam już obszernie tutaj
Teraz przypomnę tylko, że w wyścigu o fotel prezydencki kandydaci walczą o głosy elektorskie, a nie o same głosy wyborców. Jak to działa? Każdy z 50 stanów dysponuje pewną liczbą elektorów, zależną od liczby ludności. Ta liczba waha się w przedziale 3-55. Łącznie we wszystkich stanach jest 538 elektorów, z których każdy ma jeden głos elektorski. Kandydaci zdobywają głosy elektorskie wygrywając wybory w poszczególnych stanach, w myśl zasady "zwycięzca bierze wszystko" - czyli całą pulę głosów elektorskich przypadającą na dany stan (są 2 wyjątki, ale o tym już pisałam w poprzednim poście). Wygraną zapewnia odpowiednia strategia, a nie przewaga w większej ilości stanów, lub większe poparcie ludności ogółem. Trzeba wiedzieć, o które stany warto się "bić". Dlatego kandydatom zależy na wygraniu wyborów w konkretnych stanach, które dadzą im przewagę w Kolegium Elektorów. Czasem wystarczy przewaga kilkuset głosów by cała pula została przekazana na konkretnego kandydata. 
Najlepiej jednak wytłumaczyć tą sytuację na przykładzie. Poniżej wyniki z tegorocznych wyborów ze stanu Arizona, w którym było do zgarnięcia 11 głosów elektorskich. Spore ciastko. Ostatecznie wygrał Biden niewielką przewagą 0,3% co oznaczało 12 618 głosów więcej. Czy to dużo? Dostatecznie dużo, by zapewnić sobie wygraną i zagarnąć 11 głosów na swoją stronę. Ale tak naprawdę wcale niedużo. W tym miejscu wrócę do wcześniejszego pytania o sens wystawiania  kandydatów na prezydenta bez szans. W Arizonie można było głosować na 3go kandydata, który w sumie zebrał ponad 50 tys. głosów. Jak łatwo przeliczyć to znacznie więcej niż różnica pomiędzy 2 liderami. Bez szans na wygraną, a jednak ta kandydatura wpłynęła na wybory. Bo tych głosów nie dostał ktoś inny. Kto? Na tym etapie rozważań ma to mniejsze znaczenie, ale pokazuje jedynie, że dodatkowy kandydat wcale nie jest "bez sensu". I mimo, że to jedynie pionek w grze, może mieć bardzo precyzyjną i strategiczną rolę w pewnej układance. Nie wiem co to za partia Libertarian Party, ale przyjmijmy, że skupia prawicowych radykałów, którzy w przypadku braku alternatywy oddaliby głos na Republikanina. Hipotetyczna "niewiadomego pochodzenia darowizna", która może wesprzeć i rozpromować 3go niezależnego kandydata, odbierając tym samym wyborców Republikanom nabiera wtedy innego znaczenia.  To samo w drugą stronę. Ech ta polityka... przecież to tylko strategiczna gra:)

Wyniki wyborów prezydenckich w 2020 w Arizonie. Różnica to zaledwie 12 tys głosów



Myślę, że na dzisiaj wystarczy. Całkiem sporo tej wiedzy politycznej i strategicznej. Temat jeszcze niewyczerpany, ale mam już materiał na kontynuację. Będzie część druga. W drugiej pigułce.

Komentarze