ROK ZMIAN

Właśnie minął okrągły rok jak jesteśmy w Ameryce. Baliśmy się, że nie tylko rok będzie okrągły, ale my także. Na szczęście znaleźliśmy na to swój sposób. Sporo gotujemy, jemy dużo warzyw i codziennie się gimnastykujemy:) Jeee


tak wyglądamy dziś w 2020 w pazdzierniku

tak wyglądaliśmy w 2019 w październiku. Wielkiej zmiany nie widzę, poza tym że mieszkanie wygląda jak dom:)


Pamiętam jak przylatywaliśmy do USA i w jakim byliśmy chaosie. Tu można obejrzeć nasz przylot. Nie mieliśmy mieszkania, a tym bardziej nic do mieszkania, nie znaliśmy nikogo i nie wiedzieliśmy co będziemy tu robić. Całe życie spakowaliśmy łącznie w 4 walizki i ruszyliśmy za ocean. Liczyliśmy na stałe dostawy kolejnych partii ubrań i gadżetów z Polski, które miały do nas przylatywać wraz z nowymi odwiedzającymi. Cóż... nikt nie spodziewał się wirusa, pozamykanych granic i tego, że my też nie będziemy mogli się stad ruszyć. Ubrania nie sa jednak problemem. Dziś okazuje się, że nie przylecimy nawet na Boże Narodzenie (szok). Jak na razie bezpieczny ruch w obie strony jest tylko dla posiadaczy obywatelstwa lub zielonych kart. Bezpieczny oznacza, że można wrócić do Ameryki, i nie ma nic wspólnego z przenoszeniem wirusa. My nie jesteśmy w grupie bezpiecznej:) Z wizą zaraża się chyba bardziej. Więc nie lecimy. Oznacza to także, że nikt na wizie turystycznej nie może przelecieć też do USA. Więc mamy zero odwiedzin:( Spodziewaliśmy się licznych gości, zastanawialiśmy się nawet czy nasze mieszkanie nie będzie za małe, a tu taka niespodzianka. Cieszymy się, że byli śmiałkowie, co zdecydowali się od razu i nie czekali na lepszą pogodę w Chicago. W sumie mieliśmy gości z Polski tylko 2 razy. Za to udało nam się pozwiedzać nieco Stany. Dobrze, że chociaż tych planów nie musieliśmy zmieniać (tak drastycznie).

Miniony rok to nie tylko  wirus i brak możliwości poruszania się. To protesty, to praca zdalna, to poznawania zwyczajów lokalnych, to amerykańskie podatki, to ludzie, to wolontariat, to mimo wszystko podróże. Dla nas to był intensywny czas uczenia się wszystkiego od nowa. Dziś jesteśmy onieśmieleni tym co udało nam się tu zbudować. I nie chodzi tu tylko o rzeczy materialne, ale o to ile poznaliśmy tu fantastycznych ludzi. Polonia, Amerykanie, obcokrajowcy. To dziwne, że z dala od domu człowiek może poczuć się jak w domu. Najważniejsze, że nie jesteśmy tu sami. Chociaż urządzenie domu od podstaw też jest imponującym osiągnięciem. Gdy się wprowadzaliśmy w mieszkaniu nie mieliśmy nic, oprócz zabudowy kuchennej i łazienkowej. Oraz naszych 4ch walizek z Polski. Wszystko, począwszy od łóżka i materaca, przez krzesła, garnki po środki czystości czy kwiatki, musieliśmy jakoś do tego domu przynieść. Największym wyzwaniem było gromadzenie tych rzeczy bez auta. Swoją drogą ładnie uczciliśmy rocznicę w Stanach kupując samochód. To nic, że już po pierwszym tygodniu nie odpala. Stare dobre klemy i auto na popych. Ech.. nad nami jest chyba jakaś klątwa. "A taki był ładny, amerykański, szkoda..." jak to mawiał Pawlak. Mam nadzieję, że to tylko stary akumulator. I że zakupy na drugą rocznicę będą bardziej udane...

Wielkich podsumowań dziś nie będzie. Zostawiam to sobie na długie mroźne zimowe wieczory:) Lecę pakować się do Teksasu:)

Komentarze