JAK KUPIĆ SAMOCHÓD W USA

Jak już pisałam ostatnio mamy samochód. Jednak droga do tego samochodu była wyboista i to z zakrętami. Jest wiele zasad i kruczków, o których wiedzą tylko nieliczni, a zasada "klient nasz pan" nie zawsze działa. Nie w salonie sprzedaży samochodów, zwłaszcza w Ameryce. Bo sprzedawcy samochodów to osobna kategoria w społeczeństwie:)

zakup samochodu u dealera to nie taka prosta sprawa

Dobra, czyli jak wyglądają zakupy samochodu w USA. Cóż, z pozoru podobnie jak w Polsce: można jechać do dealera po nowy samochód lub kupić używany od prywatnego właściciela. Wiedzieliśmy, że będziemy szukać na rynku wtórnym, ale nie zdecydowaliśmy się na kupno od prywatnego osobnika. Wiązało się to dla nas z większym ryzykiem i kosztami pośrednimi. Zarówno w kwestii transakcji (kto i jak sprawdzi czy jest bezpiecznie) jak i samego samochodu (zakładam, że u renomowanego dealera każdy samochód przeszedł jakiś podstawowy sprawdzian, nasz Nissan miał założone nowe opony oraz wymienione wszystkie płyny). Do tego dochodzi efekt skali: jadąc do prywatnego właściciela mogliśmy obejrzeć tylko 1 samochód, a u dealera tych samochodów był cały plac. Więc żadna z powyższych opcji nie wchodziła w grę. Ale.. W USA jest praktykowana i bardzo popularna opcja nr 3, czyli samochód używany od dealera. Mało popularna w Polsce, ponieważ u nas większość woli sprzedać sobie samochód indywidualnie. Bo co będzie na mnie zarabiał pośrednik krwiopijca:) Amerykanie stawiają jednak bardziej na wygodę (kosztem ceny) i pośrednik im nie przeszkadza. Zazwyczaj swój stary samochód oddają do dealera przy zakupie nowego. Dzięki temu cena zakupu nowego samochodu obniża się o wartość starego. I wcale nowy samochód nie musi być "nowy", może być używany. W myśl zasady - zostawiasz jeden samochód, bierzesz drugi i dopłacasz różnicę. Następstwem tego jest fakt, że dealer ma dodatkowo na stanie ogromną bazę używanych samochodów, które klienci zostawili mu w rozliczeniu.  Dlatego oferuje je także do sprzedaży. Więc u dealera Forda, można kupić nie tylko Forda. I tak dla przykładu my kupiliśmy używanego Nissana od dealera Toyoty:) Ha, można:) 

To skoro mamy już jasność jak to się robi, to teraz możemy przejść do konkretów. Jak wyglądał nasz proces zakupu samochodu?

1 ETAP - WYBÓR

W naszym przypadku to był najdłuższy etap, bo nie liczę tylko tego jednego dnia, kiedy kupiliśmy samochód. Te wszystkie inne godziny w Internecie i wizyty w salonach, rozmowy... Najtrudniej się zdecydować. Dealer najpierw zapyta czego szukasz - dobrze znać markę, budżet, maksymalny rocznik i przebieg. Chociaż nasz przykład pokazuje, że można to wszystko znać, a kupić i tak coś innego. U dealera zawsze jest ten sam schemat. Próbują ocenić ile masz kasy i zaoferować  25% powyżej budżetu. Jeśli nie chcesz podać budżetu, to zapytają czym jeździsz, aby jakoś cię sklasyfikować. Generalnie dużo pytają i są wścibscy. Warto wtedy też zacząć pytać, np. "a ty czym jeździsz", "ile zarabiasz na godzinę i jaką masz ode mnie prowizję". Wiadomo, że to nie pomoże:) Za to może trochę inaczej ustawić późniejsze negocjacje. Mają dobrą bajerkę. Zardzewiały samochód będą wciskać jako super vintage, z opcją, że przecież przez 3 lata ta rdza jeszcze nie wyjdzie i można jeździć. Koło nie odpadnie:) A jak podają cenę to zawsze mówią: "ten samochód kosztuje TYLKO milion dolarów".  To ciekawy zabieg psychologiczny. Od razu ustawia cię to w pozycji gorszego. Jakby wszyscy kupowali sobie droższe samochody, a ten był najtańszy na placu. To nic, że mówi to sprzedawca w dziurawym bucie, w za dużej marynarce z lumpeksu. Dla niego to na pewno jest "TYLKO" i ma 5 takich w garażu. Kupno samochodu u dealera to jak spacer po dżungli. Jest pięknie, ale nie wiadomo pod którym liściem kryje się jadowity pająk:) Trzeba być czujnym. Sprzedawca będzie sondował też jak szybko chcesz kupić auto i będzie robił presje aby kupić od razu:) Teraz, natychmiast. Trzeba się na to przygotować i się nie dać. Warto się rozejrzeć, pojechać na kilka jazd próbnych, odwiedzić kilku dealerów i nie gorączkować się. Sprzedawcy potrafią też być agresywni, potrafią krzyczeć, że poświęcają Ci czas a Ty samochodu nie chcesz kupić. Trzeba liczyć się z taką sytuacją. Nawet jeśli na coś się napalimy warto najpierw iść na kawę i ustalić strategie walki o cenę. Bo tu dopiero sprzedawcy pokażą na co ich stać i jak potrafią być agresywni...

W naszym przypadku w dniu zakupu zaliczyliśmy kilka salonów, widzieliśmy łącznie max 10 samochodów tego dnia (plus dodatkowo ok 10 przy poprzednim razie) i w końcu zdecydowaliśmy się na 1, o który postanowiliśmy powalczyć. 

2 ETAP - NEGOCJACJE CENOWE

Kiedy już mamy upatrzone auto, znamy rynek, wiemy jakie są plusy auta, a jakie minusy warto potargować się o cenę. My wróciliśmy na negocjacje do salonu w drugiej części dnia, kiedy wiedzieliśmy, że mamy ewentualnie alternatywę. Rozpoczęły się negocjacje ze sprzedawcą. A Ci są twardym przeciwnikiem. To wyglądało jak taniec z anakondą. Zaczęliśmy negocjacje od -15% od ceny ofertowej, ale mieliśmy solidne argumenty - porysowane zderzaki, i bok oraz cenęe konkurencyjnego auta o podobnych parametrach. Zaczęło się miło, sprzedawca jak nakręcony wyliczał zalety auta (które już znaliśmy), przeszedł z nami przez całą dokumentację i zapewnił, że usunie rysy ze zderzaków. Jednocześnie prosił o nasze dane jakby zaraz miała się sfinalizować transakcja, ale nie podawał jaka jest finalna kwota. To trwało ponad godzinę, a ceny dalej nie było. Brał nas na przeczekanie. Była już 5ta, a my byliśmy tylko po śniadaniu, i od rana tylko te samochody. Ja już miałam dość. Tymczasem spektakl trwał.  Sprzedawca cały czas zasłaniał się managerem. Że musi podać naszą cenę managerowi, że musi porównać z ofertą, którą widzieliśmy w innym salonie, że teraz musi nam pokazać dokumenty potwierdzające wyższą cenę tego właśnie modelu, bo opony wymienili... W końcu, kiedy tak biegał podjarany z papierami to tu, to tam, złapaliśmy go do biurka i pytamy "Panie, jaka jest cena?", bo my jeszcze nic nie kupujemy. To on oburzony, że przecież taka sama jak w ogłoszeniu, tylko rysy będą usunięte. O nieee, jak usuną rysy, to ja mogę negocjować -10% bo taka jest cena tego samochodu na rynku. I wtedy Pan przestał być miły. Krzycząc na nas powiedział, że przecież on nie będzie dokładał do zakupu mojego samochodu, a w ogóle to on przecież był taki miły dla nas, a my teraz nie chcemy kupić samochodu za pełną kwotę. O kurde... Zgłupiałam, siedzimy tu już 2gą godzinę negocjując cenę, a on mi mówi, że nie ma szans. I jeszcze obrażony, że nie chcę kupić. To po co marnuje mój czas. Powiedziałam mu jaka jest moja maksymalna cena (te -10%) i zbieram się do wyjścia. Bartek miał trochę większą ochotę na ten samochód, więc patrzy na mnie zdziwiony. Sprzedawca zdenerwowany i obrażony, każe nam napisać oświadczenie i kwotę za ile kupimy ten samochód. O jaaa...  Przecież mu powiedziałam.  Bo on z tym oświadczeniem pójdzie do managera. No przecież. Dobra, piszemy oświadczenie. Ale żeby pokazać, że traktujemy transakcje serio to on potrzebuje kartę kredytową. Coooo? Bartek daje, a ja mam gorącą linię z przyjaciółmi, że ktoś nas chce w jajo zrobić. Ja wiszę na telefonie, a w międzyczasie ten sprzedawca urabia Bartka. Proponował ze 3 ceny pomiędzy moją ceną a ofertową. Bartek już zaczął współpracować z dealerem i negocjuje ze mną (!). Gdy już potwierdziłam, że numer z kartą kredytowa jest dziwny i kiwam do Bartka, że wychodzimy na stole ląduje oferta, która zaproponowaliśmy. Ooooo, nie spodziewaliśmy się. To bierzemy jak zrobią te zderzaki i pranie tapicerki w środku. Deal! Wtedy zrobiło się spokojnie, kurz opadł a sprzedawca był znowu miły. Ileż w tej sztuce było zwrotów akcji i napięcia.  Wybiła 18 i salon właśnie został zamknięty. Ludzie zaczęli zbierać się do domu, ale kurtyna w tym przedstawieniu jeszcze nie opadła.

3 ETAP - PODPISANIE DOKUMENTÓW

Kiedy cena była przybita zaczęło się załatwianie formalności. Zasadniczo chodzi o ustalenie usług dodatkowych, sposobu płatności, ubezpieczenia i ewentualnego finansowania przez bank. Przypomnę, że byliśmy już wyczerpani negocjacją ceny, głodni i zasadniczo bez znajomości tutejszego systemu i obowiązujących zasad (nie wiemy co jest obowiązkowe a co tylko opcją przy zakupie samochodu). Dodatkowo mieliśmy z tyłu głowy historię kolegi obcokrajowca, który też nic nie wiedział i dealer to świetnie wykorzystał.  Szwed wynegocjował cenę na samochód u dealera i na czas przygotowywania dokumentów pojechał z rodziną na obiad. Gdy wrócił, dokumentów nadal nie było,  wszystko się przeciągnęło, też była zagrywka "na zamknięty salon", w końcu pod presją czasu podpisał dokumenty in blanco, które następnie mieli mu przysłać do domu. Zadowolony pojechał tego dnia do domu nowym samochodem. Po miesiącu, kiedy dokumenty doszły, okazało się, że cena samochodu była 3 tys. dolarów wyższa niż wynegocjował. Do tego zobowiązał się do ubezpieczenia za 5 tys., które wprawdzie mógł wypowiedzieć, ale miał na to 30 dni od daty zakupu samochodu. Ponieważ dostał te dokumenty po czasie, kiedy mógł wypowiedzieć ubezpieczenie, nie było mu do śmiechu. Tak to się tutaj robi:) Nam też nie było do śmiechu. Czujność! To nic, że było już po zamknięciu salonu i wszyscy byli specjalnie dla nas. Czuliśmy się z tym głupio, ale nadal musieliśmy trzeźwo myśleć. Jak pokazywała historia kolegi, ustalenie ceny to dopiero połowa sukcesu. Teraz trzeba tą cenę wyegzekwować na dokumentach. W czym presja czasu i wszyscy czekający na nas wcale nie pomagała. Najpierw sprzedawca kazał nam szybko płacić, żeby kasjer mógł pójść do domu. Ale zaraz, zaraz, nie wiem jeszcze ile mam płacić. Stwierdziliśmy, że weźmiemy samochód częściowo na kredyt aby zbudować sobie w USA historie kredytową. Więc najpierw musze zobaczyć ofertę. A tak tak tak. Ktoś tam już liczy. W międzyczasie ustalamy z managerem sprzedawcy, co mają jeszcze zrobić w tym samochodzie - zderzaki, tak, tak tak, z przodu i z tyłu (tak, tak, tak), sprzątanie (takt tak tak), rysy na drzwiach (tak, tak, tak). O jest pan od kredytu i finalizacji transakcji. To już 3cia osoba, z którą rozmawiamy o naszym samochodzie. I 3cie biurko. Pokazał nam szybko na monitorku kwoty i kazał nam podpisywać umowę. Tak, tak tak. Z tego wszystkiego przestałam już mówić po angielsku. I rozumieć. Normalnie kisiel z mózgu. Patrzę na monitor i nawet cyfr arabskich już nie rozumiem. Coś za dużo mi wychodzi. Jeszcze raz. Ale monitora już nie ma, jest długopis. Zaraz! Mówię, że ja to jednak starej daty jestem i oprócz tego długopisu, to ja potrzebuje kartkę i muszę zrobić własne obliczenia. Tak, tak tak. Czyli umówiliśmy się na tyle + opłaty za rejestracje + podatek + manipulacyjne +tablice. Gdzie to jest na monitorze? Okazało się, że kwota za samochód była ceną ofertową a nie wynegocjowaną -10%....  Pan nr 3 był zdziwiony, że ma być inna kwota, więc zawołał pana nr 1, żeby potwierdzić. Przypadek to czy dalsza część spektaklu? Pan nr 1 potwierdził, więc pan numer 3 przepraszał nas za "błędzik" bo nie poinformowano go o cenie. Tjaaaa. Była godzina 19ta. No dobrze, to skoro znaleźliśmy takie kwiatki to jednak przejrzyjmy ten monitor jeszcze raz.

-Ja; oooo, a tutaj, pod ceną samochodu jest dodatkowy podpunkt 595 dolarów, za co to? 

-Pan nr 3: No to sprzedawca Wam nie mówił? Wszyscy płaca "first time cośtam". 

-Ja; Yyyyy nie, nie mówił nam. 

-Pan nr 3: Niemożliwe. Zadzwonię do sprzedawcy, żeby to wyjaśnił

Więc Pan nr 3 znowu dzwonił do Pana nr 1. Nikt nie potrafił nam powiedzieć co to za kwota, więc wypadła z kosztorysu. No proszę... Ale wszystko grzecznie i z uśmiechem. Takie tam, drobne błądki. Nic dziwnego, że Szwed zapłacił dodatkowe 3 tys dolarów. Nam też się prawie tyle uzbierało. Potem już z górki. Przeszliśmy przez dokumenty kredytowe, wypisaliśmy czeka i już. Chyba trochę zmęczeni byli, bo nawet nie wciskali nam dodatkowego ubezpieczenia.


4 ETAP - WYJAZD SAMOCHODEM

Uff ostatnie dokumenty. Podpisujemy a Pan nr 1 przykręca nam już tablice rejestracyjne. U dealera mogliśmy załatwić także kwestie formalne. Zarejestrować samochód, zapłacić podatek i od razu odebrać tablice rejestracyjne:) Ekstra. O 8 wyjechaliśmy od dealera. Garaż się zamyka, światła gasną, kurtyna opada. Oszołomieni siedzimy w naszym nowym samochodzie i zastanawiamy się co się właśnie stało. Chyba kupiliśmy samochód. 

udało się! tylko gdzie radość? oj można się zmęczyć.




Komentarze