THANK YOU AMERICA! O CO CHODZI Z INDYKIEM NA ŚWIĘTO DZIĘKCZYNIENIA?

idealny indyk. Pewnie miał jakieś 10 kg. Na szczęście w USA są specjalne piekarniki, przystosowane do tych gabarytów

Święta, święta i po świętach... Wszystko co dobre szybko się kończy, ale to pewnie wiadomo;) W sumie to skąd wiadomo? No tak...  w Polsce nie ma tych świąt, więc nie czujecie tej "świętowości". Mieliśmy przez ostatnie 4 dni święta. Dużo świąt nawet. Dziś rano Bartek stwierdził, że zapomniał jak się do pracy chodzi:) Ja też jakoś zapomniałam, że się chodzi:) 
Mieliśmy Thanksgiving. Od give thanks - czyli dawać dzięki. Więc dziękowaliśmy. Potem był Black Friday i świętowaliśmy zakupowe szaleństwo, które kontynuowaliśmy przez cały weekend, aż do dziś, czyli Cyber Monday. To oznacza dalsze zakupy, tylko w internecie. Po drodze zaczął się Adwent, były Andrzejki, ale tu przeszło bez echa:) Nie było Andrzeja i nie było z kim świętować. W sumie to napięty grafik się zrobił. Dobrze, że nie wyjeżdżaliśmy z Chicago na weekend.

Co ja wiedziałam o Święcie Dziękczynienia? Pewnie standardowo to, co przeciętny Polak może wiedzieć. Że jest indyk (oooo dużo indyka - oł jee) i że się dziękuje. Myślałam, że dziękują za Amerykę, ale ma to głębszy sens jednak....  Thanksgiving to największe i najbardziej rodzinne święta w USA. Przynajmniej takie są zeznania świadków:) To czas kiedy najwięcej ludzi podróżuje, odwiedza rodziny, kiedy dzieją się dantejskie sceny na lotniskach, i są korki i opóźnienia. Na szczęście nas ten chaos ominął, bo nie wyjeżdżaliśmy z Chicago. Ale na same święta zostaliśmy zaproszeni do polsko-amerykańskiej rodziny. Dzięki temu mogliśmy być bliżej lokalnej tradycji. 
Ciężko opisać jak wyglądają takie typowe obchody, bo to trochę jak z przepisem na bigos. Niby wiemy o co chodzi, a w każdym domu robi się go inaczej - jeden z grzybami, drugi z pomidorami, ktoś z mięsem, jeszcze inny z winem. Więc rezultat jest zawsze trochę inny. Bill i Renata mają wspaniałą rodzinę i przez jeden dzień mogliśmy być jej częścią. Jesteśmy wdzięczni (!), że wspólnie mogliśmy odkrywać ich tradycje. 
Najpierw był obiad. Olbrzymi indyk, kukurydza z masełkiem, żurawina, sos z indyka, pure ziemniaczane i brukselka z bekonem. Do tego pieczywo i nadzienie z indyka, którym jest hmmm... chyba suchy chleb specjalnie przyprawiany i przygotowywany kilka dni wcześniej z bekonem i tłuszczykiem. Nadzienie jest idealne, bo jest pieczone w indyku przynajmniej 5h, kiedy to przechodzi sokami i przyprawami. Nasz indyk piekł się od 10 rano, a jedliśmy go ok 16, więc miał czas na to, żeby się rozpływać. Pewnie jest cała masa innych przystawek, które można jeszcze dodać, ale nie byliśmy w stanie w 6 osób zjeść tego co było już na stole.

trzeba spróbować wszystkiego. A później jeszcze dokładka, i druga, i... nie wiem ile jeszcze

zestaw deserowy, jest  nawet nasz babeczkowy akcent

Najważniejsze jednak jest to, co przed obiadem. Uroczysty toast i podziękowania. Ale nie takie "dobrze, że się tutaj zebraliśmy", tylko takie całoroczne. Każdy dziękował za to, co się wydarzyło w danym roku. I tak jak czuł i umiał. Więc dzieci dziękowały za gry wideo, rodzice dziękowali za dzieci:) Bardzo piękne i wzruszające jest uświadomić sobie jak wiele mamy i za ile możemy dziękować. W naszej kulturze wydaje się to dosyć obce, bo my Polacy mamy w sobie wiele z malkontenta i ciągle widzimy braki. Że zupa za słona, że sąsiad ma lepszy samochód, że ciemno za oknem, że zmarszczek przybyło. Próbowałam sobie przypomnieć, czy mamy taki moment w roku, kiedy dziękujemy. I chyba nie. My sobie życzymy, życzymy innym, cieszymy się rodzinnymi spotkaniami, wspominamy zmarłych. Ale chyba nie dziękujemy. A powinniśmy, bo mamy za co. Uświadomiłam sobie przy tym stole z indykiem, że mam nawet ochotę podziękować za tą Amerykę. I za to święto i za wiele innych rzeczy. Piękny czas. A trzeba wspomnieć, że Thanksgiving to święto utylitarne, ponad religijne i narodowościowe. Nie ważne skąd jesteś, w kogo wierzysz, jak wyglądasz. Zawsze masz za co dziękować. Tak jak pierwsi osadnicy a Ameryce. 
Tradycja mówi, że pierwsi osadnicy, którzy przypłynęli do Ameryki z zamiarem osiedlenia wylądowali w Plymouth w okolicach Bostonu w grudniu 1620. Była sroga zima, a osadnicy i tak już zdziesiątkowani przez trudne warunki podczas morskiej żeglugi, przymierali głodem. Gdyby nie lokalni Indianie z plemienia Wampanoag, którzy podarowali im jedzenie i pomogli przystosować się do panujących warunków, nie przetrwaliby zimy. Potem nauczyli ich uprawiać kukurydzę, polować na dzikie indyki, pokazali co można jeść, a czego nie. Dzięki temu osadnicy byli bezpieczni, bo zebrali zapasy na kolejną zimę. W podzięce za urodzaj plonów i za pomoc Indian wyprawiono pierwsze Thanksgiving przed zimą 1621. Dziś święto Dziękczynienia jest sprawowane na pamiątkę tamtych wydarzeń. O ironio, wiemy z historii co stało się później z Indianami. Ale to już temat na inny post. Podobno za pierwszym razem nie było indyka (!) tylko inne dzikie ptactwo. Ale była kukurydza:)
Jak wyglądało dalej  nasze święto dziękczynienia? Po obfitym obiedzie poszliśmy na spacer. To była strategiczna decyzja, chodziło o to, żeby zmieścić jeszcze deser. Był apple pie (szarlotka) wg przepisu Amishów, pecan pie (ciasto z orzechów pecan) i takie pyszne ciasto z jagodami, ale nie pamiętam nazwy. Do tego pije się cydr jabłkowy. Przy deserach graliśmy w gry planszowe i układaliśmy puzzle. Jak w domu! Na koniec dostaliśmy indyka i ciasto na wynos, a było tego ze 2 torby. Przez kolejne dni jedliśmy kanapki z indykiem. To nasze ulubione jedzenie teraz. I ulubione święto w Ameryce.

PS. Oczywiście nie obyło się bez parady:) Rano na głównej ulicy odbyła się parada dziękczynna z indykami, balonami, i roznymi grupami etnicznymi, które.... dziękowały. Było kolorowo i paradnie. 

Thank you America!


Dziękujmy!

Star Warsy też dziękują. My też dziękujemy!


Komentarze