NARESZCIE W DOMU - WELCOME BACK CHICAGO
Chicago downtown |
... i z trochę większej perspektywy. Poza ścisłym centrum nie ma prawie wieżowców. Jest płasko jak na stole. Same osiedla domków jednorodzinnych |
Na granicy z USA nie mieliśmy żadnych problemów. Witali nas jak swoich:) W sumie było to nasze najłatwiejsze wejście do USA ze wszystkich jakie mieliśmy do tej pory. Oprócz paszportów nie były wymagane żadne dodatkowe dokumenty, których do tej pory mieliśmy od groma. Pozwolenie na prace, tłumaczenie aktu małżeństwa, dokumenty wizowe (poza paszportem) i na wszelki wypadek numer buta, rozmiar kapelusza i milion innych rzeczy o które mogą zapytać. Tym razem nie wołali od nas nawet testów na COVID. Ani odcisków palców. Tylko szybka fotka i pieczątka wjazdowa. I już. Pan życzył nam miłego dnia. Jejejeje... jesteśmy.
Prawdę mówiąc na żadnej granicy nie mieliśmy problemów. Ani w Polsce, ani w Niemczech, ani na Dominikanie o czym więcej można przeczytać tu. W podróżowaniu nie widziałam większych zmian. Niby trzeba pokazywać testy, ale nie wszędzie są one szczegółowo sprawdzane. Czasem są, ale to jak z nadbagażem - generalnie trzeba płacić, ale czasem pracownik przepuści kilogram więcej. Tak samo z testami - ot kolejna procedura lotniskowa. Pewnie zostanie z nami na dłużej i trzeba się przystosować do nowego sposobu podróżowania. Jak i do noszenia maseczek, bo te są teraz wszędzie wymagane. Może tylko lotnisko w Polsce trochę bardziej puste. Ale na Dominikanie sezon w pełni. Zabawne są dodatkowe oznaczenia o zachowaniu 2 metrowego odstępu na lotniskach. Taka atrapa, bo ludzie tłoczą się jak dawniej, pomimo wyznaczonych linii. Bo w sumie jaki jest sens tych linii i zaklejania co 2go krzesełka w poczekalni skoro w samolocie wszyscy siedzą obok siebie jak dawniej. A takie zaklejone co drugie krzesełko tylko dodatkowe śmieci generuje - trzeba zrywać szarfy, bo jak mają siedzieć ludzie podróżujący w parach, albo rodzinami? Bez sensu... Tak samo jak bez sensu było wyłączenie wind na lotnisku Okęcie. Bo wewnątrz zarazki przenoszą się chyba jakoś bardziej. Po przylocie ze stanów z tyloma bagażami nie obeszłoby się bez windy. Okazało się, że jest jedna na zewnątrz. W sumie była dokładnie taka sama jak ta w środku (zamknięta przestrzeń, bez dodatkowego przewiewu ani covidowych dostosowań) tylko znacznie mniejsza i nieprzystosowana do wózków bagażowych. Więc zamiast w 30 sec dostać się na piętro windą wewnętrzną najpierw pół godziny szukaliśmy windy wewnętrznej (bo jest inne wejście, którym się wchodzi i inne wyjście, którym się wychodzi i są one w skrajnych punktach lotniska, zanim ogarnęliśmy, że wejście jest tylko do wchodzenia i musimy wyjście znaleźć to już zapomniałam po co chciałam wyjść... aaa winda) potem na 2 razy wjeżdżaliśmy na górę bo miejsca było na 1 wózek i człowieka. Aaaa przepraszam, do Bartka wpakował się jeszcze koleś z obsługi lotniska. I takie to w Polsce procedury mamy, że zamiast skorzystać z przestronnej nowoczesnej windy w środku gdzie mogę zachować 2 m odległości ściskam się z przygodnym kolesiem na 30 cm przestrzeni, bo resztę zajmuje wózek. Wszystko zgodne z procedurami. A winda zewnętrzna. to tam się nie zaraża:)
nasza radość po przekroczeniu granicy w USA na lotnisku w Chicago. raju, ale się zjaraliśmy na tej kwarantannie |
A co się zmieniło w Chicago? pięknie jest - Chicago przywitało nas piękną wiosną! jest zielono, drzewa rozkwitają, leje, zimno jest (jak to w Chicago), wieje i są chmury:) Ale mamy już wodę w basenie (chyba się nagrzewa...), otwarte są restauracje i można jeść w środku (wooow) a do tego przystań portowa się już zapełniła - łodzie wszelkiej maści wróciły i czekają na słońce. Widać, że Chicago szykuje się w pełni do nadchodzącego sezonu. Nie wiemy jak on wygląda, bo w poprzednie wakacje wiele miejsc i atrakcji, w tym tak prozaiczne rzeczy jak fontanny, były zamknięte. Teraz widać większy ruch. To będzie inny sezon. Amerykanie się szczepią, myślę że wracamy do normy. Jakkolwiek ta nowa "norma" ma wyglądać. Ciągle nosimy jeszcze maseczki, ale widać więcej ludzi na ulicach. I najważniejsze - otworzyli Navy Pier:) Lokalna atrakcja, która zamknięta była od września 2020. Coś jak molo w Sopocie, tylko większe - z restauracjami, muzeum, palmiarnią, diabelskim młynem, hotelem i przystanią dla żaglowców i motorówek. Dodatkowo 2 razy w tygodniu mają się odbywać pokazy fajerwerków. Tak przynajmniej było przed COVIDem, więc spodziewamy się w tym roku podobnie. Jak będzie powiem za parę tygodni.
Tymczasem szlaki przetarte. Można podróżować. Przybywajcie do Chicago!
Chicago się zazieleniło. Trochę chmur, ale zaraz przewieje! |
Komentarze
Prześlij komentarz