OMAJGAD! BYLIŚMY W POLSCE!

Zegnamy Warszawę. Rośnie nam spore downtown w stolicy:)


A jednak się udało! Byliśmy w Polsce i jesteśmy już w połowie drogi do Chicago. Jak już pisałam tutaj, niemożliwe nie istnieje! A może istnieje, ale przede wszystkim w naszych głowach. Bardzo baliśmy się tej podróży. Szczerze mówiąc bardziej bałam się tego wyjazdu do Polski, niż gdy pakowałam się w nieznane na emigrację do USA. Z perspektywy leżenia pod palmą na Dominikanie widzę , że wszystko było dużo łatwiejsze niż się spodziewaliśmy. Nie wiem czemu nie wpadliśmy na to rozwiązanie wcześniej i czemu wszyscy tak nas ostrzegali. Z drugiej strony, najtrudniejszy etap tej podróży - powrót do USA jest wciąż przed nami.


Po 2ch tygodniach czas opuścić Warszawę

Na lotnisku jest bardzo bezpiecznie, mało ludzi, wszyscy z testami i maskami a Azjaci nawet w kombinezonach. W takim towarzystwie jest bezpiecznie!


W samolocie prawie bez zmian, posiłki podają jak dawniej. Tylko, że poza posiłkami trzeba mieć cały czas maseczkę, nawet podczas snu. 


Jak nam przebiegła podróż? nadzwyczaj łatwo do tej pory, zero problemów, zatrzymań ani kwarantanny. 
  • wylot z Chicago - przed wylotem musieliśmy zrobić test PCR na COVIC, nie wcześniej niż 48 h. Okazało się, że punkt pobrań mamy pod domem i jest w pełni pokryty przez nasze ubezpieczenie. Więc Bartek na wszelki wypadek zrobił sobie 2. To ciekawa zmiana od osoby, która panicznie bała się patyka w nosie do wielkiego entuzjasty:) Okazało się bardzo łatwe i przyjemne bo patyki do nosa wkładaliśmy sobie sami:) Dodatkowo zrobiliśmy sobie testy na przeciwciała, które wprawdzie nic nie dają, ale czujemy się trochę spokojniejsi, że jesteśmy jeszcze "pod ochroną". Po powrocie do USA czekają już na nas szczepionki, więc następna podróż będzie łatwiejsza. Na lotnisku zostały nam sprawdzone bilety i testy. Dodatkowo musieliśmy wypełnić formularz Lufthansy online który zakwalifikował nas na 10 dniową kwarantannę w Niemczech. Teraz wydaje się to śmieszne, ale wtedy na lotnisku nie było nam do śmiechu. Wszyscy wszystkim straszą, wiec my też wierzyliśmy już we wszystkie bajki.
  • odprawa we Frankfurcie -  Żadnej kwarantanny nie było, nikogo nie interesował ani ten formularz online, który wypełniliśmy w Chicago, ani papierowy, który musieliśmy wypełnić też w samolocie. Odprawialiśmy się do strefy Schengen w automacie a strażnik nawet z nami nie rozmawiał. Zero problemów. Okej, to może będą problemy w Wawie?
  • przylot do Warszawy - Nie było. Jedynie trzeba było przejść dodatkową kontrolę po wyjściu z samolotu a przed odebraniem bagażu, gdzie sprawdzano dokument tożsamości i test na COVID.  uprzedzano nas o 10 dniowej kwarantannie po przylocie jeśli nie mamy testu PCR zrobionego w strefie Schengen. Dlatego nastawialiśmy się na kolejny test jeszcze na lotnisku. Ale bezproblemowo przeszliśmy kontrole z naszymi testami. Nawet wypełnialiśmy znowu jakieś papierowe formularze w samolocie, których nikt potem nie sprawdzał. Bałagan:) Kolejki, ręczne sprawdzanie testów, mało personelu. Mogli się nie zorientować, że przylecieliśmy z Juesenej w samolocie z Frankfurtu. Podobno pasażerów z lotów bezpośrednich od razu kierowali na testy. Nam się upiekło.
  • wylot z Warszawy - byliśmy chwile wcześniej aby na miejscu zrobić szybki test antygenowy na COVID. Koszt 200 zł, wynik w 30 min. Patyk do nosa (fuj), ale pozwolili mi włożyć sobie samej patyk. Przy wjeździe na Dominikanę test nie jest wymagany, ale mieliśmy lot przez Frankfurt, więc nasze testy były sprawdzane przed wejściem na pokład samolotu (ale tylko do Frankfurtu, na Dominikanę już nie).
  • przylot do Punta Cana - łatwizna:) słońce, plaża, wypełnienie 2ch formularzy wizowych, pieczątka i welcome to paradise
Nic tylko podróżować, takie to łatwe. Całusy spod palmy!

Piękne lotnisko w Punta Cana. Lądowanie w polu, ale bezpiecznie:) Wielkość kurnika, ale przynajmniej zadbany:)

Pas do odbioru bagaży chyba nie działał. Wszystkie walizki były wystawione w rządku:)

Kwarantannę czas zacząć. Welcome to Dominikana


Mamy tu dużo palm kokosowych:)


Komentarze