KAWA W CZASACH COVIDU


Chicago ciągnie się kilometrami. To ciemne po lewej to Jezioro Michigan. Wiatru ani zimna nie widać:)


Właśnie wróciliśmy z dalekiej podróży po Europie:) I długiej. Wszystkim tym, którzy pytali mnie kiedy znowu napiszę, lub czy w ogóle będę jeszcze pisać, chcę powiedzieć - BĘDĘ. Apeluję! Wierzcie we mnie, moje postanowienia noworoczne i nie zamykajcie zakładek w przeglądarce:) Mam w głowie całkiem nowy projekt bloga, teraz tylko trzeba go zrealizować:) Będzie pięknie!

Tymczasem Chicago przywitało mnie jak zwykle o tej porze -  rozświetlonymi wieżowcami, śniegiem na chodnikach, zamarzniętym jeziorem i solidnymi podmuchami wiatru:) Szczerze mówiąc, pierwszy raz przestraszyłam się lądowania. Samolot ogromny, a na wietrze tańczył jak komar przy podmuchach suszarki:) Na szczęście udało się, samolot bezpiecznie wylądował i od wczoraj jestem znowu w Chicago. Braw za lądowanie nie było, chyba nasze społeczeństwo się zmienia. A może chodzi o to, że lądowała Polonia...? I don't know...

O poranku Chicago było bardzo zachęcające. Nikt mnie jednak nie uprzedził, że trzeba się teraz legitymować szczepionkami...

Co nowego w Chicago? Na pierwszy rzut oka nic. Nie licząc upierdliwego czekania na windę, bo w naszym budynku nie działają 2 windy z 4ech i oznacza to za każdym razem kilometrowe kolejki do wejścia (cóż... nie da się przegapić).  Trzeba ograniczyć przejazdy i unikać godzin szczytu:) Ale nie za dużo na raz... W końcu dopiero wróciłam, więc muszę powoli ogarnąć nowe zasady. Najpierw kawa, pomyślałam i wyruszylam na spacer. Po tym jak przez pól dnia rozpakowywałam bagaże, odpisywałam na zaległe maile i przyzwyczajałam się do nowej strefy czasowej. Padło na Starbucks Roastery na Michigan Avenue. Lubię tam wpadać na tygodniu, jak nie ma za dużo ludzi. Zajmuję wtedy miejsce przy oknie z widokiem na ruchliwa ulicę. Inspirujące miejsce do pracy. Taki był plan na dziś. Ale niestety, jednak coś się pozmieniało w Starbucks'ie też. Wejście podzielone na 2 części z wyraźnie oddzielona strefą wejścia i wyjścia. W środku nie za dużo osób, więc się ucieszyłam, że będę miała gdzie usiąść (co nie jest takie oczywiste, w weekendy kolejka zakręca 2 razy wokół budynku). Na wejściu 2ch bramkarzy pytają mnie o szczepionkę. Ale jak to? Przecież ja po kawę. Do mojego ulubionego miejsca przy oknie. Co ma do tego szczepionka? Sorry, ale nie dziś. Nowy rok, nowe zasady. Okazało się, że aby zostać w kawiarni muszę okazać dowód oraz zaświadczenie o szczepieniu. I to nie tylko w tej kawiarni, ale we wszystkich. O raju, chyba nawet wszędzie! Od 3 stycznia w Chicago trzeba się legitymować na wejsciu do lokali. No to się porobiło... W Polsce, jeszcze nie jest jednak tak źle. Z kawy nici. Akurat nie miałam nic przy sobie ani kopii, ani oryginału, ani zdjęcia ani nic. To się odbiłam od panów ochroniarzy. Na darmo tachałam ten komputer przez pół miasta. Jak to mówią, nauka kosztuje. Teraz jestem uzbrojona w dokumenty, maseczkę, płyn do okularów zapobiegający ich parowaniu i ruszam po kawę. Nawet jak będę miała ją sobie sama zaparzyć, przynieść pod kawiarnie i wypić przed wejściem :)

Taki komunikat pojawił się przed wejsciem do kawiarni, restauracji, teatrów. Uff... Przed sklepem spożywczym nikt mnie nie legitymował:)


Komentarze